Kompletnie nie rozumiem corocznego szaleństwa szukania prezentów. Ja tam jestem banalna w obsłudze. Uwielbiam dostawać książki. Gdy widzę prostokątną paczkę zawiniętą w kolorowy papier, cieszę się jak dzieciak!
Kompletnie nie rozumiem corocznego szaleństwa szukania prezentów. Ja tam jestem banalna w obsłudze. Uwielbiam dostawać książki. Gdy widzę prostokątną paczkę zawiniętą w kolorowy papier, cieszę się jak dzieciak!
Zimową porą czytam książki, które przenoszą mnie tam, gdzie śniegu jest najwięcej. W góry wysokie. Tatry, Alpy, Himalaje. Dziś chcę Wam polecić cztery książki, które zabiorą Was w miejsca niedostępne i magiczne – do świata ekstremalnej wspinaczki górskiej.
„Obserwuję Cię” Teresy Driscoll, czyli powieść na jesienny wieczór
Kiedyś jadąc tramwajem usłyszałam jak mężczyzna siedzący tuż za mną rozmawia przez telefon. Ewidentnie naciskał, by kobieta po drugiej stronie słuchawki zechciała się z nim spotkać, najlepiej jak najszybciej. Jego monolog był pełen słodkich słówek i wyrażeń, których raczej nie mówi się głośno. Nie w tramwaju. A potem zadzwonił do żony.
Latem wszystko jest trochę lżejsze: ubrania, jedzenie, życie ogółem. Częściej też sięgamy po lekkie książki, które czyta się zmrużonymi od słońca oczami: a to w knajpce w oczekiwaniu na pucharek lodów lub w cieniu palmy na drugim końcu świata. I tylko torby na urlop dziwnie ciężkie od zapasu literatury, jeśli wciąż wolimy papier od elektroniki.